ciemnoci, ktre nastpiy po jego mierci. W legendzie Halls of Amenti stao si. podziemiem, salami bogw, gdzie dusza przesza po mierci na sd. W pniejszych epokach ego Tota przechodzio w ciaa ludzi w sposb opisany w tablicach. Jako taki wcieli si trzykrotnie, w swoim ostatnim byciu znanym jako Hermes, trzykro. narodzony. Po 1641 roku księgozbiór rozrósł się do 8 tys. woluminów, z których większość pochodziła z rabunków. Po potopie nagle biblioteka w Uppsali zwiększyła stan posiadania do 30 tys. tomów! Scenariusz cyklu "Dolny Śląsk: zaginione skarby" (History Channel), Jest wnukiem pierwszego Polaka, który osiedlił się w tych górach po wojnie. O losach dziadka Wojciecha Szczeciniaka Podczas działań wojennych zakład został prawie całkowicie zrujnowany. Dzieła zniszczenia dopełniło wywiezienie cennych elementów wyposażenia do Związku Radzieckiego. Po wojnie Mirostowice znalazły się na terenie Polski. W 1948 r. garstka Polaków podjęła udaną próbę ponownego uruchomienia zakładów. Produkcja do lat 60. Coś jednak wróciło. Otóż w 1974 roku, po 319 latach, Polska odzyskała tak zwaną rolkę sztokholmską. Jej przekazanie było elementem podejmowanych przez Szwecję prób ocieplenia stosunków z Polską Rzeczpospolitą Ludową, znajdującą się po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Jest to zabytek niezwykle ważny dla naszej kultury i Spakowane w dwie skrzynie dziela z Biblioteki Narodowej takze trafily do schronow BGK. Po wybuchu wojny skarby pismiennictwa ewakuowano wraz z majatkiem banku. 18 wrzesnia przekroczyly granicę polsko-rumunska. Ostatecznie udalo sie je przewiezc do Francji, gdzie dolaczyly do szczesliwie ewakuowanych juz wawelskich arrasow. RjoI. Zgorzelec. Dziś miasto graniczne. Po drugiej wojnie światowej podzielone na dwa odrębne organizmy, polski i niemiecki. Oba wrogie sobie byty rozdzielały wody rzeki Nysy, wtedy nazywanej więc transporty ze wschodu na zachód. Z ludnością zagubioną,przygnębioną faktem wyrwania z ziemi dziadów i ojców. Zasiedlając Zgorzelecnagle znaleźli się oni na wrogiej ziemi. Jakoś trzeba było jednak żyć. Jakoś w Zgorzelcu (wtedy nazywanym Zgorzelicami) szybko zaczęłydziałania, mające na celu rozpoczęcie w tym nowym miejscu na zieminormalnego funkcjonowania. Już w 1946 roku, 02 stycznia, rozpoczyna swądziałalność sąd grodzki na powiat zgorzelicki, a 14 stycznia 1946 roku stworzonyzostaje pierwszy budżet się, oj działo wtedy w mieście. Oto 8 i 9 lutego 1946 roku rzekaNisa pokazała swoje oblicze. Podnosi się o ponad 2 metry! Zrywa życia miejskiego w powojennej rzeczywistości przerywają iściesensacyjne informacje, którymi ludzie zawsze żyli. Bo oto w lipcu 1947 roku,czyli dwa lata po wojnie, zostaje zatrzymanych przez ormowców ze Zgorzelca12 SS-manów i 356 przemytników. Mimo upływu przeszło dwóch lat odzakończenia drugiej wojny światowej w Europie, to jednak dalej żyły demonywojny. I próbowały się uaktywniać w różnych miejscach, tym razem żył też chyba najbardziej zajmującym tematem, jaki zawszeporuszał wyobraźnię wśród ludzi, tym tematem były skarby!Po wojnie różnej maści szabrownicy, poszukiwacze… przemierzali różnezakątki Polski zachodniej z nadzieją odnalezienia wielkich skarbów III Rzeszy, októrych było głośno już z chwilą zakończenia działań wojennych. Nie inaczejbyło w tym mieście granicznym. W dniu 30 czerwca 1947 roku gazeta DziennikZachodni ,w numerze 176, donosi w tonie iście sensacyjnym o cennym odkryciuw Zgorzelicach. Tytuł artykułu - „Świadectwa polskości Dolnego Śląska”. Wartykule możemy wyczytać, że podczas przeprowadzanej przez MO inspekcjisanitarno-porządkowej odkryto w częściowo zniszczonym i opuszczonymbudynku, będącym kiedyś siedzibą urzędnika parafialnego, wielki skarb dlakultury. Otóż w piwnicy tego budynku odnaleźli skrzynię okutą żelaznymisztabami. Po jej otwarciu znaleziono między innymi foliały, pergaminy, księgi…Na dodatek pod specjalnym przykryciem, które miało maskować dalszązawartość skrzyni znaleziono: „Ułożone w kopertach zwoje pergaminu,zaopatrzone pieczęciami oraz zbiór ksiąg oprawnych w barwną tłoczoną skórę”Znalezione dokumenty pochodziły z XV i XVI wieku. Niezwykle cennymznaleziskiem była księga parafialna miasta Zgorzelec z XVI . W niej to były„wszystkie polskie nazwiska parafian”.Sensacyjne były też dokumenty zawierające opowieści o historii jednak największym skarbem tej skrzyni był dokument „Projekty ustaw”,a zaczynały się one tymi oto słowami: ,,Fryderyk August z Bożej łaski królaPolski, Pruski i Litewski Mazowiecki…”.Dokumenty, po ich zaewidencjonowaniu, zostały przewiezione do Uniwersytetu o sensacyjnym znalezisku powtórzyła potem, po kilku dniach, gazeta,,Słowo Polskie” ( r., Nr 183). W artykule pt. „Cenne dokumenty zeZgorzelca w Archiwum Państwowym” zmienia się miejsce ich przekazania naArchiwum Państwowe. Czyżby to było archiwum, które dzisiaj znajduje się wBolesławcu? W artykule opisuje się też szczegółowo co odnaleziono w Vierzig Fragen von der Secle 1 tom2/ Ein Trost – Buechlein von 4 Completnionen (1 tom)3/ Metryki chrztów, ślubów i zgonów miejscowości Bąków (powiat Kluczbork) zlat 1675 -17654/ Kronika Zgorzelca z lat 1311-1653 (1 tom).5/ Dokument dotyczące sporu między proboszczem a klasztoremFranciszkanów w Zgorzelcu z dnia Dokument dotyczący prawa składu dla miasta Zgorzelca wydany przez JanaCzeskiego Dokument dotyczący dróg handlowych wydany przez Konrada biskupapruskiego w r. Dokument dotyczący zwolnienia od daniny kilku wiosek w pobliżu Zgorzelcawydany przez Władysław, króla Czech i Węgier w Budzie w r. Dokument dotyczący cechów w Zgorzelcu wydany przez Fryderyka Augusta,króla polskiego w r. racji ważności tego znaleziska pozwoliłem sobie przytoczyć wszystkiedokumenty odnalezione w skrzyni. Choć, jak zauważył uważny czytelnik, nie matutaj dokumentów wymienionych z nazwy w Dzienniku Zachodnim, takich jak,,Projekty ustaw Fryderyka Augusta … z Bożej łaski króla Polski, Prus i Litwy,Mazowsza”, księgi parafialnej z XVI miasta Zgorzelec zawierającej ,,wszystkiepolskie nazwiska parafian”. Czyżby to było przeoczenie redakcji? Być na to pytanie można znaleźć odpowiedź w Archiwum Państwowym,do którego trafiły powyższe zbiory. Ten temat jeszcze podnosiła gazeta TrybunaDolnośląska w swym artykule z dnia r. (nr 161) pt. ,,Cennedokumenty z XIV w. w bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego”. W artykulewymienia się znalezisko opisane już wcześniej jednak kolejny raz kieruje sięjego dalszy losy do Wrocławia, a konkretnie do biblioteki uniwersyteckiej. Jakwięc jest naprawdę? Warto, by to sprawdzić…Myliłby się jednak czytelnik jeśli myślałby, że to koniec sensacyjnychodkryć w Zgorzelcu w tamtym okresie. Już kolejne dni przynoszą dalszesensacyjne odkrycia skarbów zdeponowanych z Polskie z dnia r., w numerze 176 głośno krzyczy wswym artykule: „Odkrycie skarbu w Zgorzelcu W podziemiach MuzeumMiejskiego odkopano trzy skrzynie eksponatów muzealnych”W pierwszym zdaniu tego artykułu wyjaśnia się czytelnikowi skąd te skarby.„Niemcy uciekając w popłochu z terenu Dolnego Śląska, nie mogli zabrać ze sobąwszystkiego i co cenniejsze przedmioty zakopywali w najrozmaitszychschowkach. To jest przyczyną i źródłem „odkrytych skarbów”. To stwierdzenie pozostało aktualne do naszych czasów. Co jednak odnaleziono w piwnicachMuzeum Miejskiego? Zapewne skarby jeszcze długo leżałyby w swej skrytce,gdyby nie żona woźnego Muzeum, Hendler. Otóż opowiedziała ona, w tonieiście tajemniczym, że pod koniec wojny kiedy trwała ewakuacja „słyszała rumorw piwnicach i trzaskanie łopat”. Była pewna, jak mówiła, że „zakopali w piwnicymuzeum jakieś rzeczy”. Jak niestety rzadko bywa, informacja żony woźnegookazała się prawdziwa. Podczas prac komisji, która rozpoczęła poszukiwania,odnaleziono trzy skrzynie żelazne. Jak pisze autor artykułu ,,(…) Zawartość tychskrzyń przeszła wszelkie oczekiwania(…)”. Zaspakajając ciekawość czytelnikawymieńmy, co leżało w skrzyniach i oddajmy głos jeszcze raz autorowiartykułu?! ,,Przed oczyma zebranej komisji zabłysły złote pierścionki, kielichy,zegarki, biżuteria, złote monety i nas chyba najbardziej ciekawepozostanie zapewne ten zwrot ,,i tym podobne”! Co się kryło pod nim? Tegochyba nigdy się nie dowiemy. Skarbami w skrzyni były też zegary, monstrancje,cynowe kubki z XVI i XVII w., patery, krucyfiksy, lichtarze, tabakierki i znowutajemniczy zwrot itp. Podczas dalszych poszukiwań w piwnicy znalezionorównież wielki zbiór złotych monet w ilości przeszło 700-set! Wszystkie rzeczy-skarby z piwnicy oddano pod opiekę Urzędowi Bezpieczeństwa w Zgorzelcu. Cosię jednak stało dalej z tymi przedmiotami? Gazeta o tym milczy, jednakwysuwa pewne pytanie „(…) ile jeszcze takich „skarbów” leży ukrytych wpiwnicach na tutejszym terenie, czekając na swego odkrywcę”. Ano właśnie,ile…Trybuna Dolnośląska z tego samego dnia (nr 180) publikuje artykuł podjeszcze bardziej wymownym tytułem:„Zgorzelec pełen skarbów. Tym razem wpodziemiach Muzeum Miejskiego”. Gazeta podaje szczegółowo kto był w komisji, która te skarby komisji był referent kultury i sztuki ob. Galant. Dowiadujemy się też ileważyły skrzynie (trzy). Ich wagę oszacowano na przeszło 200 kg. Nie wiemyjednak, czy 200 kg ważyła jedna, czy też wszystkie skrzynie. Opis odnalezionyprzedmiotów też w zasadzie odpowiada temu, co napisała gazeta „SłowoPolskie” z tą różnicą, że jest tutaj doprecyzowane ile było złotych monet- byłoich 734 i miały pochodzić z okresu średniowiecza, a więc bardzo cenne!Ciekawostką opisaną w artykule jest to, że z komisyjnego otwarcia sporządzonokomisyjny protokół i zawartość skrzyń miano przekazać na rzecz skarbupaństwa, a więc nie do Urzędu Bezpieczeństwa, jak pisała gazeta SłowoPolskie…Czy faktycznie zostały przekazane skarbowi państwa? Co stało się z nimidalej? Gdzie obecnie znajdują się skarby odnalezione w 1947 roku w tymmieście? Gdzie są księgi, gdzie jest złoto, srebro schowane w piwnicachbudynków Zgorzelca? Co się dzisiaj z nimi dzieje…??? Zapewne czytelnikchciałby się tego dowiedzieć… Pójdziemy ich tropem i może odtworzymy ichlosy późniejsze. Oby tak się ofertyMateriały promocyjne partnera 1. Skarb Talleyrandów Pałac Talleyrandów w Żaganiu, fot. Shutterstock Ta fortuna opiewała na 4 mln marek niemieckich, nie licząc cennych listów. Skarb Talleyrandów należał do Doroty Talleyrand, nieszczęśliwej żony swego bogatego męża, która posiadała niezliczone kosztowności, w tym osobiste listy do Fredry i Chopina. Była tam też korespondencja Napoleona i bezcenne obrazy Canaletta, Rembrandta, Tycjana, Velázqueza czy Goi. Czytaj więcej: Skarb Talleyrandów – tajemnicza zagadka zaginionych Bursztynowa Komnata Odtworzona Bursztynowa Komnata w pałacu Katarzyny w Carskim Siole. Fot. Alexandra Lande, Shutterstock Piękny wystrój Bursztynowej Komnaty został zaprojektowany dla Fryderyka I i wykonany przez gdańskich mistrzów jubilerstwa i złotnictwa. Bursztyn to najcenniejszy skarb Bałtyku, a drogocenna Komnata warta była miliony – dziś jest właściwie bezcenna. Jej kopia, odtworzona w Carskim Siole i widoczna powyżej, kosztowała 11,5 mln dolarów. Bursztynowa Komnata jest do dziś symbolem zaginionego skarbu. Wiemy, że w 1942 r. trafiła w skrzyniach do zamku w Królewcu, dzisiejszym Kaliningradzie. Wiadomo też, że ponowie złożono wystrój i zapakowano do skrzyń w 1944 roku. Dalsze losy transportu są właściwie nieznane… Czy bursztynowe precjoza zostały zatopione razem ze statkiem Wilhelm Gustloff? Czytaj więcej: Bursztynowa Komnata – nierozwiązana zagadka zaginionego Portret Młodzieńca i inne dzieła sztuki Portret młodzieńca, Rafael Santi Najcenniejszy zaginiony obraz w dziejach Polski – Portret młodzieńca autorstwa Rafaela, wisiał w Muzeum Czartoryskich obok Damy z gronostajem Leonarda da Vinci i Portretu z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta. Ale w odróżnieniu od dwóch swoich wielkich sąsiadów, bezcenny obraz nie powrócił w ramy po rubieżach II wojny światowej. Gdzie dziś jest? Najcenniejsze zaginione skarby w Polsce w dużej mierze mogą kryć się na Dolnym Śląsku. I to tu prowadzi trop śladem Młodzieńca… Oprócz Portretu za zaginione wciąż uznaje się około 840 dzieł sztuki z kolekcji Familii. Skarb Państwa odkupił w 2016 roku bogactwa książąt Czartoryskich i wedle postanowień umowy, gdyby w przyszłości odzyskano Portret młodzieńca, a także setki innych dzieł sztuki, stałyby się one automatycznie państwową własnością. Czytaj więcej: Portret młodzieńca – gdzie jest najcenniejszy zaginiony obraz w dziejach? 4. Złoto Wrocławia Rok 1945. Zniszczony ratusz we Wrocławiu. Źródło: Wikimedia Commons, CC BY Przełom 1944 i 1945 r. Na miasto zmierza Armia Czerwona. Wśród palącego się na ulicach dobytku wrocławian, wśród przygotowywanych na ostrzał kamienic, Niemcy muszą podjąć decyzję – co zrobić z wielkim skarbem. 7 ton depozytów bankowych i cywilnych – złoto Wrocławia, trzeba gdzieś ukryć. Kosztowności zostają bezpowrotnie wywiezione. Do dziś istnieje wiele teorii na temat miejsca ich ukrycia. I jest też niepublikowany wcześniej wywiad z tajemniczym niemieckim kapitanem, Herbertem Klose, który wyraźnie mataczył w zeznaniach… Kim był kapitan i gdzie się podziało złoto Wrocławia? Rzucamy trochę światła na tę zagadkę i typujemy kilka miejsc ukrycia skarbu w tekście: Złoto Wrocławia – gdzieś w Sudetach leży wielki skarb. Do dziś kosztowności gdzieś są. Nie znalazła ich bezpieka, choć na poszukiwania ruszał sam Jaruzelski. Poszukiwacze skarbów przekopali Dolny Śląsk wzdłuż i wszerz. Bez skutku…5. Skarb templariuszy Skarb templariuszy może dziś znajdować się wszędzie. Zdjęcie ilustracyjne, Shutterstock Skarb templariuszy ukryty w Chwarszczanach koło Kostrzyna nad Odrą, rozbudza wyobraźnię poszukiwaczy. Zakon gromadził liczne skarby podczas wojen z niewiernymi od XII wieku, a dzięki swemu bogactwu mógł też udzielać intratnych pożyczek. U templariuszy zadłużył się też Filip IV Piękny. Monarcha Francji doprowadził do kasaty zakonu. Jego mistrzów spalono na stosie, podobno w piątek trzynastego, stąd pechowość tej daty. Zostawiając zabobony, skarb templariuszy rzeczywiście istniał i musiał być potężny. Nawet jeśli przepuścimy przez sito opowieści o posiadaniu przez rycerzy Świętego Graala czy Arki Przymierza. Faktyczne skarby były gromadzone w złocie, biżuterii i monetach. Konfiskata paryskiego majątku templariuszy nie przebiegła po myśli Filipa Pięknego, bo nie odnaleziono złota ani na Półwyspie Iberyjskim, ani na Wyspach Brytyjskich, gdzie prowadziły ślady. Czy złoto jest więc ukryte w Polsce, w komandorii czyli kaplicy templariuszy w Chwarszczanach, otoczonej bagnami i naturalnymi zasiekami? Templariusze mieli je tu schować, co podobno nie mogło być trudne przy ich znajomości melioracji. Jak łatwo się domyślić, po kasacie zakonu wielokrotnie szukano skarbu. Także chwarszczańskie bagna przekopano. Ale niedokładnie… Poszukiwania trwające od 2004 do 2008 roku przerwano w tajemniczych okolicznościach. Nigdy nie zostały Skarb Inków Zamek w Niedzicy, fot. Shutterstock Potomek inkaskiego plemienia miał ukryć na zamku w Niedzicy cenny skarb. W czasach współczesnych w twierdzy nad jeziorem Czorsztyńskim pojawił się dziedzic fortuny z tajemniczym artefaktem wskazującym na jego związek z zaginionym skarbem. Co więcej, przedmiot przywieziony przez niego dowodził, że zamek w Niedzicy jest z pewnością tym właśnie miejscem, którego szuka. Więcej o skarbie Inków na pewno jeszcze napiszemy. Tymczasem więcej o samej twierdzy dowiecie się z tekstu: Na niedzickim zamku możecie znaleźć legendarny skarb Inków, ale uważajcie na jego strażniczkę!7. Skarb zamku Czocha Zamek Czocha, fot. Artur Kowalczyk, Polska Zachwyca © Więcej tu duchów niż żywych. Tajemniczy zamek Czocha skrywa podziemne korytarze, a w nich ukryty był skarb właściciela twierdzy. W wyniku najazdu nieprzyjaciela kosztowności zostały ukryte lub zakupione. Gdzie znajduje się złoto i klejnoty? Więcej ciekawostek w naszym tekście: Zamek Czocha – najbardziej nawiedzone miejsce w całej Polsce8. Skarb Średzki Najcenniejszy skarb w dziejach Polski wciąż nie jest kompletny… W czasie gdy Europę dziesiątkowała epidemia dżumy, przedsiębiorczy żyd wywiózł z Wrocławia królewski depozyt powierzony mu w zastaw. Najcenniejszy w dziejach Polski skarb ukrył w piwnicy. Żyd Mojżesz nie wrócił już po swoje kosztowności. Zostały one znalezione w czasach współczesnych. Historię ścigania znalazców przez milicję przybliżamy w naszym tekście: Skarb Średzki – najcenniejsze polskie znalezisko (FILM)9. Złoty Pociąg – czy naprawdę istnieje? Złoty pociąg, zdjęcie ilustracyjne, fot. Shutterstock Pancerny pociąg był widziany w okolicach stacji Wałbrzych Szczawienko pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku. Co się w nim znajdowało? Spekuluje się o cennych dokumentach, broni chemicznej, zapasach amunicji i broni palnej, pieniądzach, a nawet słynnym Złocie Wrocławia, choć zdaniem historyków nie należy łączyć historii tych skarbów. Więcej o Złotym Pociągu i tym, czy istnieje naprawdę: Złoty pociąg – czy naprawdę istnieje? (FILM) Wyspa Dębów Wyspa Dębów to niewielka wysepka u wybrzeży Nowej Szkocji w Kanadzie, która jest znana z powodu znajdującej się tam Studni Pieniędzy. Zasypany studnię o średnicy 3 metrów w 1795 r. odkryła grupka nastolatków, którzy poszukiwali skarbu kapitana Williama Kidda. Chłopcy dokopali się do głębokości ok. 7 metrów, co trzy metry trafiając na drewniane podesty. Wkrótce potem eksploracją Studni Pieniędzy zajęły się poważniejsze firmy, które dokopały się do 30 metra, cały czas znajdując co 3 metry pokłady z bali. Podobno udało się dokopać do komory wypełnionej tajemniczymi skrzyniami, jednak kolejne ekspedycje systematycznie niszczyły studnię, utrudniając drogę do skarbu. Po dziś dzień woda skutecznie broni dostępu do tajemniczych skrzyń. Nie pomagają ani komputery, ani zaawansowane maszyny górnicze. Co znajduje się w tak pilnie strzeżonych przez Naturę kufrach? Teorii jest wiele – skarb templariuszy, piratów, angielskich wojsk kolonialnych, a nawet sekrety kosmitów. Najbardziej niezwykła teoria zakłada, że Studnię Pieniędzy stworzył angielski filozof Francis Bacon, by ukryć dokumenty dowodzące, że to on jest autorem dzieł Szekspira. Dzisiaj Wyspa Dębów jest własnością prywatną, a jej zwiedzanie wymaga uzyskania odpowiedniej zgody. Skarb braci Lafitte Jean Lafitte był XIX-wiecznym piratem i korsarzem, który wraz ze swoim bratem Pierrem zarabiał na życie rabując statki handlowe, głównie w regionie Zatoki Meksykańskiej. Wszystkie pozyskane w ten sposób towary sprzedawał na bieżąco w pobliskich portach. Legenda głosi, że fortuna Jeana i Pierre’a Lafitte zaczęła tak błyskawicznie rosnąć, że część skarbów piraci musieli zakopywać. Nie wiadomo gdzie miało to być, choć znawcy tematu największe szanse dają wybrzeżu Nowego Orelanu lub Jeziora Borgne. Wartość całego skarbu braci Lafitte jest trudna do oszacowania, choć pod koniec swojej pirackiej kariery korsarze mieli podobno aż 50 statków pełnych kosztowności. Nie wiadomo ile w tym prawdy, bo nawet część legendarnego skarbu nie została odnaleziona. Skarby z Flor de la Mar Flor de la Mar (Kwiat Morza) to portugalski 400-tonowy statek zwodowany w 1502 r. Dowodził nim Alfonso de Albuquerque, jeden z twórców portugalskiego imperium kolonialnego. Kapitan w 1511 r. załadował statek po brzegi złotem, kosztownościami daniną zapłaconą przez króla Syjamu. Niestety, kapitanowi Albuquerque nie było dane dotrzeć do portugalskiego króla. W cieśninie Malakki Flor de la Mar dopadł sztorm, który rzucił statkiem na skały Sumatry powodując jego przełamanie na pół i zatonięcie. Wszystkie skarby na zawsze spoczęły w morzu. Na pokładzie statku miało być ponad 60 ton złota o wartości blisko 3 miliardów dolarów. Po kilkuset latach skarby są przykryte grubą warstwą piasku, a duża niedokładność szesnastowiecznych map utrudnia jego wydobycie. Skarb Nuestra Senora de Atocha Nuestra Senora de Atocha to hiszpański XVII-wieczny galeon należący do tzw. Srebrnej Floty. Statek zatonął w 1622 r. podczas huraganu w pobliżu Florydy z ogromnym ładunkiem kosztowności na pokładzie – milionem srebrnych monet peso, 20 tonami srebrnych sztabek, 27 kilogramami szmaragdów i 35 skrzyniami złota. Dzisiaj wartość ładunku szacuje się na ponad 700 milionów dolarów. Katastrofę przeżyło tylko 4 marynarzy, którzy ujawnili przybliżone położenie statku. Udało się go odnaleźć w 1985 r. przez słynnego łowcę skarbów Mela Fishera. Analiza archeologiczna wraku ujawniła, że kadłub miał istotne wady konstrukcyjne spowodowane nadmiernymi oszczędnościami materiałowymi poczynionymi przez konstruktorów. Część kosztowności Nuestra Senora de Atocha wydobyto na powierzchnię, ale część nadal jest przykryta morskim dnem i czeka na odkrywców. Wartość pozostałego w oceanicznych czeluściach skarbu szacuje się na ponad 200 milionów dolarów. Może warto się pofatygować? El Dorado El Dorado to legendarna kraina w Ameryce Południowej wypełniona złotem. Jej nazwa pochodzi od skróconego hiszpańskiego określenia „el hombre dorado”, czyli „człowiek olśniony złotem”. Jedna z popularniejszych legend mówi, że „złoty człowiek” (znany jako „el dorado”) wskoczył do świętego jeziora, a zwolennicy zaczęli wrzucać do niego ofiary w formie klejnotów i kosztowności. Opowieść ta pochodzi od pierwszych hiszpańskich konkwistadorów, którzy podczas poszukiwania złota dowiedzieli się o rytuale oklejania jednego z wodzów Indian pyłem złota i obmywaniu w jeziorze Guatavita w Andach Północnych (dzisiejsza Kolumbia). Tradycja, która faktycznie istniała, została zaprzestana grubo przed przybyciem Kolumba, o czym europejscy poszukiwacze nie wiedzieli. El Dorado poszukiwano wszędzie, ale za najpewniejszą lokalizację uznano jezioro Guatavita. Hiszpanie próbowali nawet osuszać jezioro, a podczas tego procesu znaleziono szmaragd wielkości kurzego jaja, złote berło, napierśnik i inne kosztowności. Niestety, od 1965 r. jezioro jest pomnikiem narodowym, więc wszyscy poszukiwacze skarbów muszą obejść się smakiem. A podobno kosztowności spoczywające na jego dnie są warte kilkaset milionów dolarów. Bursztynowa Komnata Bursztynowa Komnata to kompletny bursztynowy wystrój komnaty zamówiony przez Fryderyka I u gdańskich mistrzów rzemiosła. Stał się symbolem zaginionego skarbu, który wciąż czeka na odkrycie. Bursztynowa Komnata w 1941 r. została zrabowana przez Niemców, a wkrótce potem przewieziono ją w skrzyniach do zamku krzyżaków w Królewcu. W 1944 r. komnatę zapakowano do zamkowych podziemi i to właśnie je uznaje się za ostatnią pewną lokalizację skarbu. Armia Czerwona zdobyła Królewiec w 1945 r., ale Bursztynowej Komnaty wtedy nie odnaleziono. Kustosz zamkowy – dr Alfred Rohde – zatrzymany przez Rosjan nie wyjawił tajemnicy spoczynku kosztowności, a wkrótce zmarł w tajemniczych okolicznościach. Bursztynowej Komnaty przez lata szukały tysiące amatorów, urzędników ministerstw kultury Polski, Niemiec i ZSSR oraz służby specjalne. O zdanie pytano radiestetów i jasnowidzów, ale majestatycznego wystroju komnaty nie odnaleziono. Bursztynowa Komnata mogła zostać ukryta w Krakowie, Pasłęku, Zamku w Człuchowie, Giżycku, Górach Sowich, Nysie, Szklarskiej Porębie, Kaliningradzie, na niemieckim statku MSS Wilhelm Gustloff zatopionym w styczniu 1945 r. czy samolocie, który spadł do jeziora Resko Przymorskie. Niewykluczone, że arcydzieło pochłonął ogień podczas pożaru królewieckiego zamku, bombardowania przez alianckie samoloty lub oblężenia przez Armię Czerwoną w 1945 r. Poszukiwacze skarbów mają jednak nadzieje, że Bursztynowa Komnata gdzieś tam jest. I wciąż na nich czeka. Skarb Czarnobrodego Czarnobrody to legendarny angielski pirat, który w latach 1716-1718 siał postrach na Morzu Karaibskim. Postać ta pojawia się w jednej z części słynnych „Piratów z Karaibów”. Czarnobrody naprawdę nazywał się Edward Teach i jest uznawany za jednego z najgroźniejszych piratów w historii ludzkości. U szczytu swojej nieprzeciętnej kariery dysponował 4 doskonale uzbrojonymi statkami, 60 działami i ponad 400-osobową załogą. Główną jednostką Czarnobrodego był okręt Zemsta Królowej Anny, którego wrak odnaleziono w 1996 r. u wybrzeży Karoliny Północnej. We wraku brakowało skarbu Czarnobrodego, którego wartość szacowano na 10 milionów dolarów. Oznacza to, że albo ktoś już wcześniej go wydobył, albo Czarnobrody zabrał tajemnicę jego lokalizacji ze sobą do grobu. 3 września 2014 o 20:10 przez Skomentuj (12) Do ulubionych Przedmioty z brązu i żelaza sprzed 2600 lat odkryli archeolodzy podczas badań w rejonie podbielskich Kobiernic i Porąbki. Bogusław Chorąży z działu archeologii bielskiego Muzeum Historycznego powiedział PAP, że to mogą być najstarsze przedmioty na tych ziemiach. „To bardzo ważne odkrycia z naukowego punktu ... Czytaj więcej... Delegatura w Wałbrzychu Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu pozyskała ostatnio bardzo cenne zabytki archeologiczne. Według wstępnej oceny archeologów tak dużego, formalnie zgłoszonego znaleziska średniowiecznych brakteatów, nie było na Dolnym Śląsku od co najmniej 100 lat. Blisko 2800 monet odnaleziono na terenie gminy Łagiewniki. ... Czytaj więcej... Po przebadaniu stanowiska ze skarbem rzymskich denarów z Półwsi odnaleziono trzy kolejne monety – podało w czwartek Muzeum w Ostródzie. Skarb, którego główną część odkryto przypadkowo przed pięciu laty, liczy obecnie 112 srebrnych denarów z I i II wieku n. e. Jak poinformował PAP ... Czytaj więcej... Pozostałości kolejnego średniowiecznego skarbu odkryli w trakcie październikowych poszukiwań archeologowie w Zawichoście-Trójcy (Świętokrzyskie). Wiosną w tym miejscu znaleziono skarb z prawie 2 tys. monet piastowskich. Wszystko wskazuje na to, że nie jest on jedyny. W ubiegłym tygodniu w Zawichoście-Trójcy zakończono kolejne badania. Kierowali nimi ... Czytaj więcej... Podczas prac archeologicznych w gminie Biskupiec odkryto 13 denarów bitych w IX wieku przez władców z dynastii Karolingów – podało we wtorek Muzeum w Ostródzie. Kilka miesięcy wcześniej w tym samym miejscu odkryto skarb złożony z ponad stu karolińskich monet. Jak przekazał PAP Łukasz ... Czytaj więcej... Charakterystyczne berła sztyletowe, sztylety, siekiery i dłuta z brązu! 27 lipca 2021 r., podczas usuwania kamieni ze swojego pola, rolnik z pow. sulęcińskiego dokonał odkrycia skarbu z epoki brązu. Prace polowe zostały natychmiast wstrzymane i teren został zabezpieczony. Dzień po odkryciu powiadomiono służby konserwatorskie. ... Czytaj więcej... “Był pierwszy z cieplejszych dni tej wiosny” – wspomina Artur Rybski, członek Stowarzyszenia Weles Grupy Historyczno-Eksploracyjnej. Wraz z kolegą Mariuszem Gajewskim, po wielu godzinach bezowocnych poszukiwań, zmęczeni i pogryzieni przez owady, kierowaliśmy się w stronę zaparkowanych samochodów. To był jeden z ostatnich sygnałów jaki ... Czytaj więcej... 11 listopada 2020 r. Przemysław Witkowski – prezes Biskupieckiego Stowarzyszenia Detektorystów “Gryf” zgłosił służbom konserwatorskim fakt odkrycia niezidentyfikowanej przez niego srebrnej monety. Mało kto spodziewał się wówczas, że właśnie odkryto unikatowy w skali całej Polski skarb denarów karolińskich! Szybko okazało się, że w sąsiedztwie ... Czytaj więcej... Obrączki i pierścionki znaleziono wraz ze średniowiecznymi monetami zakopanymi na polu kukurydzy w Słuszkowie k. Kalisza. Według dr Adama Kędzierskiego z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, który kierował badaniami, jest to jeden z najbardziej intrygujących skarbów z terenu Polski. Kaliscy i warszawscy archeolodzy znaleźli ... Czytaj więcej... Podkaliska wieś Słuszków, już 62 lata temu stała się sławna wśród miłośników historii i numizmatyki, za sprawą ujawnienia wielkiego skarbu liczącego ponad 13 tys. zabytków. Okazuje się jednak, że w Słuszkowie jeszcze wiele pozostaje do odkrycia! Najbardziej znany, pierwszy skarb odkryto przypadkowo w 1935 ... Czytaj więcej... Nawigacja wpisu „[…]zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem[…]” Temat skarbów jest nieodzownym elementem historii Dolnego Śląska. W poprzednim materiale opowiadałem o konkretnych akcjach i działaniach Wilkołaków. Warto jednak mieć na uwadze, że Wehrwolf w teoriach i lokalnych legendach miał również odpowiadać za zabezpieczenia wartościowych przedmiotów-skarbów, depozytów, dóbr kultury i wszelkiego rodzaju przedmiotów tajnych na terenach zajętych przez wroga. Ile jest prawdy w tym, że Wilkołaki wiedziały o skarbach i miejscach ich ukrycia. Ciężko dzisiaj stwierdzić. Faktem jest, że społeczeństwo mieszkające tu po wojnie mówiło o tym, że „niedobitki” niemieckie są tu po to, aby strzec skarbów i tajemnic. Ktoś powie, że to mit, legenda, wpływ komunistycznej propagandy. Być może jest to prawda. Jak już mówiłem, w każdej legendzie jest ziarno prawdy, a powojenni Niemcy nie pogodzili się z myślą utraty bogatego w węgiel kamienny i inne złoża, Dolnego Śląska. Poza tym ludność niemiecka oraz wojskowi mówili, że na te tereny prędzej czy później wrócą. Dlaczego tereny te były tak ważne? Czego pilnowano? Czy Niemcom zależało na powrocie na Dolny Śląsk tylko ze względu na bogate w surowce ziemie? Zapraszam na kolejną część historii do kawy. Mity, legendy, tajemnice… Z perspektywy czasu bardzo ciężko stwierdzić co ukrywano na Dolnym Śląsku. Wielokrotnie podkreślałem, że ze względu na brak jakiejkolwiek dokumentacji poszukiwacze tajemnic w swoich teoriach bazują na historiach zasłyszanych od starszych mieszkańców, a nawet i pewnych legendach. Im coś bardziej tajne i niedostępne, tym bardziej zaczynamy się tym interesować. Skarby Dolnego Śląska są niewątpliwie tematem, o którym jeszcze długo będziemy słyszeć. Na pewno też będziemy świadkami kolejnych odkryć, tricków medialnych oraz teorii spiskowych. Na pytanie, czy Wehrwolf miał coś wspólnego ze skarbami, odpowiadam z pełną świadomością, że tak. Choć pewnie nie w takim procencie, w jakim często próbuje nam się to przedstawić w niektórych filmach czy publikacjach. Na temat skarbów Wehrwolfu informacji i źródeł jest bardzo niewiele. To najbardziej tajemnicza i najmniej znana działalność Wilkołaków. „Strażnicy”, „opiekunowie” czy „śpiochy”. Tak nazywano Niemców, którzy zostali tu po wojnie. Według teorii są to ci Niemcy, którzy mają pilnować sekretów i miejsc ukrycia skarbów do ostatniego tchu. Nie byłoby w tym nic tajemniczego, gdyby nie fakt, że osobiście rozmawiałem ze starszymi mieszkańcami, którzy znali takie osoby. Mówiono, że w miejscu ich zamieszkania ukryto tajne wejścia do korytarzy, albo osoby te wychodzą regularnie wieczorami do lasów. Trudno jest jednak zweryfikować te informacje. Pamiętajmy, że komunistyczna władza bardzo podsycała takie teorie. Strach to jeden ze sposobów kontroli społeczeństwa. Zagłębiając się w temat Wilkołaków, natrafiłem na szalenie ciekawą informację. Okazuje się, że były sytuacje i to jeszcze w latach 70′, że osoby, które bardzo mocno interesowały się np. tematem sławnego kompleksu „Riese”, wiedziały dużo albo zobaczyły coś, czego zobaczyć nie powinny. Śmierć przychodziła do nich niedługo po tym. Kogoś potrącił samochód, ktoś inny miał zawał. Żeby była jasność, nie można jednoznacznie powiedzieć, że za te sytuacje odpowiedzialni są okryci złą sławą „strażnicy”. Takie sytuacje jednak naprawdę miały miejsce i to nie tylko w rejonie wałbrzyskim. Jakie są fakty? Przejdźmy teraz do tego, co udało się ustalić i co jest już zweryfikowane, a dotyczy właśnie skarbów Wilkołaków. Pan Bogusław Wołoszański na łamach pewnej publikacji powiedział, że aż 7% ukrytych zasobów Banku Rzeszy, przejętych przez Josepha Spacila, kierownika sekcji budżetowej RSHA (Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy), miało być przeznaczone na wyposażenie i działalność Wehrwolfu. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Według wielu pasjonatów mogło dojść do przejęcia ich przez tajną organizację ODESSA, która pomagała wielu byłym SS – Manom i hitlerowcom. W pobliżu Szczecinka miała miejsce bardzo interesująca historia. Rozegrała się ona na terenie folwarku Neuhof. Mieszkali tam państwo Luckmanowie, którzy służyli sprawie najpierw pruskiego, a później niemieckiego militaryzmu. Generał Kurt von Luckmann wierzył do końca w „cudowną broń” swojego Fuhrera, ale w 1944 roku rozpoczął zabezpieczanie posiadanego majątku. W roku 1944 nie było już czasu i możliwości na ewakuację cennych przedmiotów. Każdy Niemiec posiadający spory majątek, zazwyczaj miał plan B, który zakładał możliwość ukrycia wartościowych przedmiotów w taki sposób, żeby móc po nie wrócić. Na polecenie generała przygotowano dwie takie skrytki. Jedną w krypcie rodowej kaplicy, natomiast drugą skrytką była szafa pancerna z cennymi drobiazgami, którą zamurowano w ścianie gorzelni. Wszyscy, którzy wiedzieli o skrytkach zostali zlikwidowani. Szafę pancerną ukrywali radzieccy jeńcy, którzy zaraz po tym, jak ją ukryli, zostali zabici. Tylko jednemu człowiekowi z otoczenia Luckmana darowano życie. Nazywał się Otto Blachnik. Dlaczego przeżył? Świetnie posługiwał się polskim językiem i w świadomości nowej władzy ludowej mógł uchodzić za autochtona lub na przykład polskiego pracownika przymusowego. Blachnik otrzymał od Luckmana jedno zadanie. Miał chronić skarby oraz współdziałać z miejscową komórką Wehrwolfu. Co ciekawe Otto Blachnik musiał podpisać dokument, którego treść brzmiała tak: Ja Otto Blachnik, zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem. Za nie wywiązanie się z przyjętego na siebie dobrowolnie zobowiązania, będę odpowiadał przed niemieckim sądem specjalnym, jako zdrajca…. Znali Dolny Śląsk jak własną kieszeń Dlaczego mowa tu o Szczecinku? To historia znana i opisana, natomiast podobnych zdarzeń mogło być dużo więcej i to szczególnie na Dolnym Śląsku, na którym długo po wojnie mieszkali Niemcy. Poza tym są tu podziemia, do których wejścia często budowano w prywatnych rezydencjach bardziej zamożnych Niemców. Czy były to tylko schrony przeciwlotnicze? Moim zdaniem nie. Jeśli ktoś znał podziemia i wiedział, gdzie i w jaki sposób można coś ukryć, to stawiam na Wehrwolf. Oni Dolny Śląsk i podziemia znali jak własną kieszeń. Historię skarbu Luckmana warto opowiedzieć, żeby mniej więcej zobrazować schemat ukrywania przez Niemców rzeczy wartościowych. Przejdźmy teraz do takich sytuacji na Dolnym Śląsku. Jedną z takich skrytek znaleziono w moim mieście — Kamiennej Górze. W budynku, w którym w trakcie wojny znajdowała się szkoła Volksturmu, znaleziono zamurowane w ścianie plany mitycznego samolotu Arado E555. W Kamiennej Górze znajdowały się biura projektowe tej firmy i bardzo możliwe, że jeden z inżynierów, który działał w Wehrwolfie ukrył w ścianie plany tego samolotu, w obawie, że trafią one w ręce komunistów. Obecnie w budynku tym znajduje się Zespół Szkół Ogólnokształcących. Na zdjęciu Zespół Szkół Ogólnokształcących. Czego pilnowano w okolicach wsi Marczów? W poprzednim materiale opowiadałem dużo o Wilkołakach w Lwówku Śląskim. Tam faktycznie niemieccy partyzanci byli bardzo aktywni. Choć nie ma dowodów na ukrywanie tam skarbów, to są pewne poszlaki, w postaci relacji niemieckich mieszkańców, które pozwalają wierzyć, że coś ukryto a później długo pilnowano w okolicach wsi Marczów. Według niemieckich mieszkańców, na początku marca w roku 1945 w okolicie Marczowa miało przyjechać 8 ciężarówek załadowanych skrzyniami. Całą kolumnę pojazdów mieli eskortować żołnierze Wehrmachtu. Rzecz dzieje się w marcu, a przypomnijmy, że Lwówek został zajęty przez Armię Czerwoną w lutym roku 1945. Tyle udało się zapamiętać niemieckim mieszkańcom, których niedługo po tym wydarzeniu ewakuowano w kierunku Wlenia i Jeleniej Góry. Co przewożono w ciężarówkach i czy ma to związek ze skrytkami Wehrwoflu? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Jest jeszcze jedna relacja związana z Marczowem. 16 marca 1945 roku mieszkańcy Marczowa opisywali pewnego obcego im człowieka, który podawał się za pracownika wrocławskiego banku. Nigdy wcześniej go nie widziano, więc mógł on być działaczem Wehrwolfu, który miał nadzorować transport „czegoś” przez wymieniony wcześniej konwój 8 ciężarówek. Jeśli skarby istniały to już ich tu nie ma…. Mam pewną teorię dotyczącą skarbów Wehrwolfu. Moim zdaniem Niemcy ukryli tu bardzo dużo wartościowych przedmiotów. Uważam, że długo po wojnie po nie wracali. Ze względu na aktywność Związku Radzieckiego nie mogli wracać w roku 1945. Ukrywali się w lasach, uczyli języka polskiego, udawali chęć asymilacji z polskim społeczeństwem, mogli tu wracać nawet 3 lub 4 lata po II wojnie światowej. Oczywiście pewności nigdy mieć nie można. Ilość podziemi oraz brak jakichkolwiek konkretnych dokumentów pozwala nam jednak przypuszczać, że bardzo dbano i dba się o to, aby prawda o skarbach nigdy na jaw nie wyszła. Zastanawiający jest również szeroki zakres działań MO oraz pewnych komunistycznych władz, jeśli chodzi o podziemia w naszym województwie. Nie były to poszukiwania w pojedynczych miejscach. Bardziej działania tajne, prowadzone na szeroką skalę. Armia Czerwona musiała wiedzieć coś więcej o skrytkach skoro tak długo penetrowała te korytarze. Moim zdaniem to, czego nie zabrało wojsko niemieckie, było pilnowane przez Wilkołaków, a to czego nie zdążyli upilnować, zostało zabrane przez Rosjan. Później przez 50 lat resztki wykradali szabrownicy. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek tu ukryto, a jestem przekonany, że tak było, to wydaje mi się, że tego już tu nie ma. O jakich skarbach mowa? Bursztynowa komnata i Złoty Pociąg to nie do końca mit. Wydaje mi się jednak, że prawdy powinniśmy szukać albo w Moskwie, albo w Berlinie. Maciej Regewicz Zdjecia – Projekt Arado, Zaginione Laboratorium Hitlera.

skarby znalezione po wojnie